3. dzień Polsat SuperHit Festiwal 2017 należał do kabaretowej elity
3. dzień Polsat SuperHit Festiwal 2017 należał do kabaretowej elity. 28 maja w niedzielę, sceną Opery Leśnej w Sopocie zawładnęli mistrzowie dobrego humoru. Pojedynki na najzabawniejsze skecze i piosenki rozbawiły wszystkich do łez.
Wieczór pełen salw śmiechu i doskonałej rozrywki rozpoczął się od optymistycznej z pozoru piosenki „Słodkiego miłego życia”, którą wspólnie zaśpiewali prowadzący show, czyli Ewa Błachnio oraz Marcin Wójcik. Duet żywiołowo zachęcał do zabawy publiczność w amfiteatrze i namawiał do pomocy w refrenie. Skąd taki wybór utworu na otwarcie? Myśl przewodnia kabaretonu to „Życie jest piękne”, a festiwal jest pełen gwiazd i przecież „każdy chciałby żyć, tak jak oni”. No i być „superhiperultrapięknym”.
Kto najlepiej pasuje do tego opisu? Piotr Bałtroczyk! – Witam państwa serdecznie w tej pięknej klimatyzowanej sali – rozpoczął satyryk i od razu pochwalił się swoim niecodziennym hobby. Okazało się, że inwestuje w nietypowe nieruchomości: zabytkowy młyn wodny, dworzec kolejowy, wieża ciśnień, stare domy. – Kupuję, remontuję i… nie mam co z tym zrobić – podkreślił i skupił się na budowlańcach, którzy z racji zawodu regularnie uczestniczą w jego pasji. Dowiedzieliśmy się m.in. jakie są tajemne zaklęcia fachowców: „będzie pan zadowolony”, „taniej się nie da”, „do czwartku skończymy” i że stały duet majstrów to Czesiek i Heniek, ewentualnie Marian.
Kabaret Smile w skeczu „Zapytaj mamy” zaprezentował scenkę, gdzie te same wydarzenia widziane oczami mężczyzny i kobiety znaczą zupełnie coś innego. A w środku całego zamieszania rozdarty syn, biegający od rodzica do rodzica, żeby uzyskać odpowiedzi na proste pytania lub przekazać co wylegujący się tatuś chce przekazać przebywającej w kuchni mamusi. – Ty musisz szybciej biegać, bo wyhamowujesz kłótnię – usłyszał. Ech, co za rodzinka.
W skeczu „Sanatorium” kabaret Ani Mru-Mru zaprezentował rozmowę syna z emerytowanym ojcem, któremu postanowił pomóc przygotować się do wyjazdu na kurację. – Walizkę z pawlacza zdejmij, spakować się muszę – przypominał kilka razy schorowany tatuś. – I kaszkiet, ten czerwony, ciepły. Bez kaszkieta nie jadę. No i pidżamę zapisz, ona jest najwygodniejsza, poza tym się najszybciej zdejmuje, hehe – dodał. – Rodzaj schorzenia? – spytał syn, robiąc notatki o skierowaniu. – Refluks – padła odpowiedź. – Nie nerwica? – dopytywał się dalej syn. – Nerwica to cię urodziła!!! Rozumiesz to! – padła odpowiedź pełnego wigoru starca.
Jakie święto dotyczy Jerzego Kryszaka? – Światowy Dzień Ochrony Zabytków – tak występ kolejnej kabaretowej gwiazdy zapowiedział Marcin Wójcik. – Przepraszam, ale patrzę czy się coś ze mnie nie sypie – zreflektował się jeden z najpopularniejszych satyryków w Polsce i przeszedł do rzeczy. Było politycznie. Także o Operze Leśnej. – Jakby przyjechał Szyszko i wyrżnął ten rachityczny lasek, to byłby tu… piasek. A tak macie teraz namiot w krzakach – podkreślił. Czy to byłaby dla Sopotu dobra zmiana? Po pełnym smaczków monologu zrobiło się nieco poważniej, a wszystko za sprawą piosenki „Marionetki”, zaśpiewanej przez Jerzego Kryszaka na melodię znanego utworu „Parasolki” Marii Koterbskiej.
Formacja Chatelet przedstawiła scenkę „Pan Józef u terapeuty”. Bohater pojawił się w gabinecie z trzynastą żoną przekonany o swojej ostatecznej decyzji. – Musimy się rozwieść i nie ma się nad czym rozwodzić – zaznaczył. Pranie brudów to specyfika takich miejsc, więc można było poznać sporo intymnych tajemnic pary. – Do czego można porównać wasz związek? – spytał w pewnym momencie specjalista. – Bo ja chcę orać, a Sabinka leży odłogiem – odparł staruszek.
Drugą część Sopockiego Hitu Kabaretowego otworzył Mariusz Kałamaga. Nawiązał m.in. do znajomości z kilkoma „żultelmenami”, a szczególnie niejakim Ambrożym oraz nauki w szkole muzycznej. Z całą mocą zaznaczył, że zdecydowanie lepiej mieć tam dziecko ćwiczące na flecie niż na harfie…
Salwy śmiechu wywołał „Wiesiek” z Kabaretu Skeczów Męczących, dobrze znany pacjent specjalistycznego szpitala. Najpierw przyznał się, że jest chory na „przeztwe”. – Przez twe oczy zielone, zielone, oszalałem… – zaśpiewał. Potem zaproponował lekarzowi „Wieśxit” i przedstawił papier na wyjście. Od samego prezydenta! – Ja nic nie podrabiałem. Przecież Andrzej wszystko podpisuje – wskazał. Potem sam siebie przekonywał, że „jedyna, która się stara, to jest Platforma, bo oni codziennie mają nowy program” oraz, że „najrozsądniejszy to Liroy”. – Trzymam kciuki, żeby zalegalizował marihuanę. Jak już się tak dobrze naćpamy, to nic nam w tej Polsce nie będzie przeszkadzać – podsumował.
W drugim skeczu Kabaretu Skeczów Męczących byliśmy świadkami nowej wersji „Potopu”, kręconej pod dyktando Ministerstwa Kultury i Dziewictwa Narodowego. „Na wielkoluda waść nie wyglądasz” – tę kwestię do zmiany zalecił sam prezes. No i sceny przeniesiono z Częstochowy do Torunia…
Następnie Kabaret Młodych Panów zabrał publiczność do „Zajezdni BOR”. – O Boże, co się dzieje w BOR-ze? – padło kluczowe pytanie. Przypadki Misiewicza, wypadek Antoniego… – Weź trzech naocznych świadków i jedź – wydał zadanie dyspozytor jednemu z kierowców. – Sprawa wagi państwowej. Tak jest! Grube ciasto, rukola, podwójny ser – zanotował kolejne zlecenie dyżurujący przy aparacie. – A ty młody pojedziesz na narty z głową państwa – wskazał „nowemu”. – A właściwie to czemu chcesz tu pracować? – padło pytanie. – Lubię BMW i u was się można porozbijać – usłyszeli.
Żarty żartami, ale nie mogło zabraknąć wyjątkowych gości muzycznych. Przecież nikt tak nie rozkręci dobrej imprezy jakŁobuzy, a konkretnie ich hit „Ona czuje we mnie piniądz”. Publiczność w Operze Leśnej mogła sobie przypomnieć, że dwa poprzednie dni spędziła w tanecznym rytmie wśród największych polskich przebojów.
Wątek finansowy podjął także Kabaret Zachodni, bo przecież są na świecie fachowcy, którzy nie liczą pieniędzy, a do tego nie obowiązują ich terminy, biorą zaliczki i wracają do pracy kiedy chcą. „Majster” trafił do szkoły. – Marian Knot. „Remonty pod klucz” – przedstawił się. – Chcemy stojak pod sztandar – zleciła zadanie pani dyrektor. – Ja nie będę narażał życia dla kawałka szmaty na patyku – wyszło na to, że zadanie przerosło pokaleczonego fachowca… bo „na prawdziwego majstra robota czeka, a jak nie czeka, to mu nawet pasuje”.
– To Opole, to gdzie to jest? – spytała Hela. – Z tego co słyszałem to w Kielcach – odpowiedział Marian, który po chwili oświadczył, że „podjął decyzję prokreacyjną”, skuszony 500+. Szybko mu jednak odeszło i pojawiły się myśli samobójcze. – Ty to jesteś jak ten złoty pociąg. Tunel jest, pociągu nie ma – wskazał. Kabaret Koń Polski wziął się za politykę. – Czego mi brakuje, żeby być premierem? Broszkę mam na miejscu – zwróciła się do męża Hela. – Jeszcze ja się na ten układ załapię z moim wzrostem. Schowam się za plecami i będę pociągał za sznurki – wpadł na pomysł Marian. Czy ich partia miałaby szanse w wyborach?
Kolejny na scenie zaprezentował się monologujący Grzegorz Halama, który podjął temat palenia. Jak się okazało rzucał i tył, rzucał i tył… – To była akcja mojego życia. Jestem gruby i palę – wyznał. – Lata siedemdziesiąte. Dziecko w pokoju. Won na balkon! – opowiedział, jak to kiedyś było z nałogiem jego ojca, przy którym w małym mieszkaniu biernie palił dwie paczki dziennie. A dziś? Wspiera jak może budżet państwa i przychody z akcyzy, prosząc o należyte traktowanie zasłużonych palaczy. – Muszę kończyć, bo mi się palić chce – pożegnał się z publicznością. #wspieramHalame.
Czy można się nauczyć tańca w weekend? Doskonale znany wszystkim mim Ireneusz Krosny zaprezentował „Historię tańca”, a na finał wszyscy bohaterowie trzeciego dnia Polsat SuperHit Festiwal przedstawili krótkie formy kabaretowe. Do zobaczenia za rok!