Łomaczenko – Rigondeaux w nocy z soboty na niedzielę Polsacie Sport
Kiedy Bob Arum i jego firma promocyjna „Top Rank” przez ponad cztery miesiące negocjował kontrakt z ESPN, jego asem w rękawie był nie Manny Pacquiao, ale Wasyl Łomaczenko (9-1, 7 KO). Ukrainiec był już wtedy znany jako wirtuoz boksu, ktoś, kto na ringu przeczy zasadom fizyki. Znany, ale fachowcom: przeciętny fan pięściarstwa – przynajmniej w Stanach Zjednoczonych – nie miał pojęcia, kim jest facet z trudnym do wymówienia nazwiskiem.
W sobotę Wasyl stanie przed najtrudniejszym zadaniem w karierze – będzie próbował nie tylko wygrać z Guillermo Rigondeaux (17-0, 11 KO), ale (co znacznie trudniejsze), zrobić z pojedynku w Nowym Jorku ciekawą walkę. Moim zdaniem, „Hi-Tech” zrobi nawet więcej – znokautuje!
Bob Arum sprzedał wszystkie bilety na do mniejszej dali w Madison Square Garden z dwumiesięcznym wyprzedzeniem i jest spokojny bo wie, że kibice… nie wyjdą z sali, jak to miało miejsce, kiedy Rigondeaux bił się w Las Vegas. Walka ma znaczenie historyczne, bo jeszcze nigdy na zawadowym ringu, w pojedynku o tytuł mistrza świata nie spotkało się dwóch PODWÓJNYCH (Rigondeaux – Sydney 2000, Ateny 2004, Łomaczenko – Pekin 2008 i Londyn 2012) mistrzów olimpijskich… ale nie wiem czy to skusiło zwykłego fana sztuk walki, żeby kupił bilet. „Cieszę się, bo wielu ludzi, którzy rozumieją boks, wiedzą, jakie to wielkie wyzwanie. Cieszę się, że jestem częścią historii” – mówił Łomaczenko. Wasyl oczywiście ma rację, ale ci „którzy rozumieją boks”, to w dzisiejszych czasach może dziesięć procent tych, którzy kupują bilety. Pozostałe 90 procent chce show, krwi i bitwy ma środku ringu.
W walce Łomaczenko kontra Rigondeaux, tylko Ukrainiec spełnia każdy z tych warunków. 37-letni (albo starszy bo nikt tak naprawdę nie wie, ile lat ma Guillermo) Rigondeaux opiera swój boks na cierpliwości, ciosach z kontry i obronie. Robi to być może najlepiej na świecie, ale czyni to Kubańczyka jednym z najnudniejszych mistrzów w historii. „Kiedy trener kazał mi oglądać walki Rigondeaux, od razu mu powiedziałem, że nie mam na to czasu, bo nie lubię czegoś takiego. Połowa walki to będzie podpatrywanie tego, co się da z nim zrobić. Z jednej strony muszę go gonić po ringu, liczyć na to, że on się otworzy, przebić jego obronę, a z drugiej uważać na swoją. Bo on będzie czekał i czekał, i czekał. To będzie podwójnie trudne” – wyjaśniał Łomaczenko w wywiadzie dla „Los Angeles Times”.
Nikt nie wierzy, że Rigondeaux stanie się nagle ekscytującym pięściarzem, który pójdzie na Wasylem na wymianę ciosów, będą bokserskie fajerwerki. Te ostatnie są zarezerwowane dla Ukraińca, bo Kubańczyk poszedł w górę nie jedną, a dwie kategorie wagowe by zarobić największe pieniądze w życiu. Bob Arum liczy na to, że przeciwko tak znakomitemu technicznie pięściarzowi jak Łomaczenko, Kubańczyk będzie musiał bić się do końca. „Wasyl nie pozwoli Rigondeaux na punktowe wygrywanie początkowych rund, tak jak to bywało w poprzednich walkach. Będzie musiał być bardziej agresywny niż zwykle żeby wygrać” – przekonuje Arum.
Według mojej opinii, Rigondeaux wyjdzie na ring w Nowym Jorku i zobaczy po drugiej stronie swoją techniczną kopię – tylko, że większą, silniejszą i stawiająca nie na obronę, ale na atak. Wierzę w to, że Ukrainiec nie tylko zrobi to, co się niewielu do tej udawało czyli dobrze trafi Kubańczyka, ale będzie potrafił zakończyć walkę nokautem. Tak czy inaczej, rada dla każdego kibica szermierki na pięści – nie musicie czytać 100 książek, oglądać 100 walk na wideo by przekonać się jak wygląda SZTUKA BOKSU: obejrzyjcie i nagrajcie walkę Wasyl Łomaczenko – Guillermo Rigondeaux.
Transmisja gali z walką Łomaczenko – Rigondeaux w nocy z soboty na niedzielę od 3.00 w Polsacie Sport